piątek, 17 kwietnia 2015

Jimin - Midnight Memories

           1,5K words.              

 Tytuł: Midnight Memories
Paring: ---
Typ: angst
Rating: PG  -  13
A/N: Kurde, muszę się przyznać że tego shota pisało mi się bardzo lekko i przyjemnie, nie wiem czy to dlatego że to angst czy po prostu to, że lubię tego typu partowce, przeczytałam ich naprawdę sporo, i raczej nigdy nie będę miała dość. Cóż mogę więcej powiedzieć, mam nadzieję że się spodoba, bardzo proszę o opinię w komentarzu bo to w jakiś sposób mnie motywuje, chyba jak każdego człowieka, który coś publikuje w sieci. Shot dedykowany dla Skwarki, na której właśnie prośbę właśnie go napisałam.


               Nie potrafił zdefiniować swojego własnego znaczenia słowa "szczęście". Zbyt wiele myśli zlewało się w jedną, abstrakcyjną plamę podczas siedzenia z kubkiem gorącej kawy nad dobrą książką, by był w stanie odpowiedzieć logicznie czym ono dla niego jest. Momentami mogłoby się wydawać, że jest tylko inicjacją człowieka, kiedy sunął pomiędzy regałami z książkami w bibliotece, szukając tej, która pachnie różą, zagmatwaną pomiędzy jej rogami. Lubił czytać, ale nie przesadnie. 

               Długo szukał tej jednej książki. Spędził godziny na sunięciu dłonią po grzbietach tysiąca tomów, nieudolnie próbując wyczuć ten zapach. Momentami przychodziło mu do głowy to, że może ukrył ją za głęboko, a ostatnia, marna nadzieja połyskująca w tafli rzeczywistości po prostu się rozpłynie, nie zostawiając po sobie absolutnie nic, a jedynie ciało które ponownie będzie siedziało w fotelu, z uwielbieniem przewracając kolejne kartki. Nie spodobało się mu to, zdecydowanie. Musiał ją znaleźć, nawet jeżeli oznaczało to odpędzenie za wszelką cenę snu, wpychając go jak najdalej w głąb swojej świadomości.

               I stało się. Może nie była to dokładnie ta książka o którą chciał walczyć, ale była to ta jedna, jedyna w swoim rodzaju. Może nie pachniała różą, ale pachniała lawendą. Ba, nie była nawet książką. Książka nie posiada najpiękniejszych rys twarzy na całym świecie, sprawiając wrażenie, że sam Michał Anioł rzeźbił ją swoimi dłońmi, kiedy przechodził największe katusze. Miała niezwykle hipnotyzujące oczy, sprawiające wrażenie wzburzonego morza albo spokojnej tafli oceanu. Gdyby mógł określić ją jednym słowem, byłoby to delikatność. Kiedy tylko sunął dłonią po jej skórze, zdawać by się mogło, że dotyka się samego skrzydła motyla, co momentami nieco go szokowało, ale również fascynowało i sprawiało, że chciał poznawać ją dalej.

               Miała na imię Seyung, i była niewątpliwie jedną z najpiękniejszych osób pod słońcem. Miała jeden z najcudowniejszych uśmiechów, jakie tylko Jimin mógł sobie wymarzyć, a za największą nagrodę uważał to, iż było mu dane oglądać go codziennie rano, kiedy widzi ją owiniętą białą pościelą, bez makijażu, całą jego. Do czasu kiedy jej nie poznał żył w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie granice zdrowego rozsądku plątały się z granicami fantazji, co wcale mu nie ułatwiało normalnego funkcjonowania wśród zakłamanego społeczeństwa, gdzie kryzys goni kryzys, a poziom hipokryzji osiąga największe możliwe stadium, pękając jak roztrzaskana szyba.


~||~

               Obserwował jej ruchy, siedząc przy dużym, drewnianym stole w przestrzennej i jasnej kuchni. Była to jedna z czynności które uwielbiał rano - dawno przestał się sprzeciwiać jej zwyczajowi robienia właśnie jego osobie kawy. Na początku czuł się dziwnie, ale możliwość patrzenia na nią, kiedy się denerwuje bo wysypała jej się kawa na blat, była jedną z tych rzeczy które uwielbiał. Napawało go to uczuciem, że wszystko jest na swoim miejscu. Że jest normalnie.

  Jesteś naprawdę bardzo urocza jak się złościsz  - zaśmiał się, kiedy westchnęła sfrustrowana.

               Spojrzała na niego, podnosząc lekko kąciki ust. Była naprawdę piękna, i Jimin nie mógł się nadziwić jakim sposobem to on został wygranym, kiedy tak naprawdę nie miał nic, oprócz róży, której płatki zagiął w rogach swojej jednej, jedynej książki.

-  Czasami trzeba dać upust swoim emocjom, Jiminnie  -  sięgnęła po czajnik, kiedy po całej kuchni rozległ się gwizd oznajmiający, że woda jest gotowa.  -  Jeżeli tłumimy je w sobie, pozbawiamy wtedy jakiejś części siebie, która nigdy nie ujrzy światła dziennego, bo jest skrywana głęboko pod skorupą  -  powiedziała, stawiając przed nim kubek z gorącą cieczą.

               Skinął lekko głową, wbijając w nią swój wzrok, kiedy usiadła naprzeciwko niego. Nawet w potarganych włosach, z zaczerwienionymi policzkami, ubrana jedynie w czarny sweter - nie traciła swojego uroku, który emanował od niej na odległość. Wiedział, że zna go na wylot, ponieważ nawet wtedy kiedy tylko miał zły humor, wiedziała że należy dolać do jego kawy mleka. Głupi zwyczaj, ale to właśnie on tworzył niezwykle pokomplikowaną codzienność chłopaka, kruchą jak porcelana w domu jego babci.

-  Zanim Cię poznałem robiłem dokładnie tak, jak to powiedziałaś  -  odpowiedział cicho, odstawiając kubek na blat.  -  Uznawałem, że skoro nie mam z kim dzielić się swoimi emocjami, po prostu będę tłumił je w sobie, a na zewnątrz nałożę maskę, tak jak to robiłem w dzieciństwie kiedy bawiliśmy się w halloween. Mogłem wtedy być kimś innym, ale w środku ciągle byłem sobą i tak było do niedawna, z tą różnicą, że nie byłem już dzieckiem i nie nosiłem żadnej widocznej maski, jedynie wyimaginowaną, której ludzie nie widzieli i na tym mi właśnie zależało  -  zatrzymał się, by obdarować ją jednym, krótkim uśmiechem.  -  Mój dziadek mówił mi, że ludzie potrafią bardzo zmieniać siebie nawzajem, jeżeli tylko im na to pozwolimy. Mogą nawet pomóc nam uciec od naszych codziennych nawyków i zachowań, które w jakimś stopniu są mało zrozumiałe dla reszty społeczeństwa.

               Wziął kolejny łyk kawy, nie przestając na nią patrzeć. Cieszył się, że w końcu ma osobę która go wysłucha, nawet jak to będzie rozmowa o dzisiejszej pogodzie, by o złotej rybce którą Jimin chciał posiadać w dzieciństwie, i w sumie nadal tego chciał. Wiedział, że dziecięce marzenia nigdy nie opuszczają ludzi, tylko niektórzy po prostu o nich zapominają, że gdzieś tam są, a one nie dają same o sobie przypomnieć. Jimin był tego świadomy, i dlatego nigdy nie przestał marzyć o złotej rybce, byciu księciem na białym koniu, piratem ratującym syrenki, nigdy nie przestał marzyć o locie w kosmos rakietą.

-  Pamiętam jak na początku naszej znajomości powiedziałeś mi, że żeby kochać wystarczy tylko chcieć. Pomyślałam w pierwszym momencie, że mówisz tutaj o długo duszonych w sobie uczuciach, których nie miałeś komu pokazać. Ale ostatnio myślałam nad tym dłużej  -  zatrzymała się, niepewnie łapiąc jego dłoń wyciągniętą na gładkiej powierzchni. Jego skóra miała odcień kości słoniowej i odznaczała się wyraziście na tle ciemnego drewna.  -  Kochasz mnie dlatego, że w końcu chciałeś kogoś pokochać, czy dlatego, że to ja zdobyłam tę wyjątkową uwagę, Jimin?

               Westchnął cicho, słysząc to pytanie. Szczerze, nigdy się nad tym nie zastanawiał. Przeoczył gdzieś w śnie tę granicę, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie kocha Seyung. To było jak płynne przejście z levelu na level w grze - nie zdajesz sobie sprawy nawet z tego, że nabijasz nowy poziom, dopóki nie osiągniesz zwycięstwa.

-  Nigdy nikogo nie kochałem  -  odpowiedział całkiem szczerze, mocniej ściskając jej dłoń. Była bardzo delikatna.  -  Ale nigdy też nie odczuwałem potrzeby, żeby to robić. Uznawałem, że dobrze mi tak, jak jest. Przyzwyczaiłem się do samotności i obecności w moim życiu jedynie kota, który i również po pewnym czasie mnie opuścił. Nigdy również nie rozumiałem jak można zmuszać się do miłości, a ludzi którzy ślepo za tym gonili, uznawałem najzwyczajniej w świecie głupcami. Bo jak można zmuszać samego siebie do nieprawdziwego uczucia? To nie ma sensu. Takie udawanie. Ale mogę powiedzieć że od zawsze szukałem swojej książki. Kiedy ludzie mnie zostawiali, książki były przy mnie i pomagały odwrócić moją uwagę od smutku. Nigdy jednak nie znalazłem tej idealnej, pomimo wielu godzin spędzonych w bibliotece. Mam nadzieję że wiesz, o co mi chodzi, Seyung. I wtedy pojawiłaś się ty. Moje życie do tamtej pory opierało się głownie na zauważaniu zmian pór roku. A ty mi pokazałaś, że warto inaczej spojrzeć na świat, z zupełnie innej perspektywy. Polubiłem Twoje towarzystwo i z jeszcze większą chęcią chodziłem do tamtej biblioteki. Miałem świadomość, że ty tam będziesz i zostaniesz moim wskaźnikiem szczęścia. Może zabrzmi to bardzo sztucznie, tak jak w tych wszystkich głupich filmach o miłości, ale po prostu wiedziałem, że jesteś tą jedyną.

-  Uważasz, że miłość jest głupia?  -  uśmiechnęła się, głaszcząc jego dłoń.

-  Filmy o miłości są głupie, bo przedstawiają jedną i tę samą historię, podczas kiedy w prawdziwym życiu każda jedna jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Sama miłość jest trudna i nie wszyscy ją rozumieją  -  odpowiedział cichym głosem.

               Był nieco zszokowany na to, że ich rozmowa zeszła na taki tor. Od kiedy tylko ją znał, wolała dyskutować o tym, na jaki kolor zmienią się liście na jesień, i czy wtedy będziemy chodzili na długie spacery do parku. Wydawało mu się, że jest dosyć zamknięta jeżeli chodzi o rozmawianie o swoich uczuciach, i to mu odpowiadało, ponieważ i on nie spieszył się do tego, by o nich mówić.

-  A ty ją rozumiesz?  -  szepnęła w jego stronę.

               Musiał się chwilę zastanowić nad odpowiedzią.

-  Każdy ma swoją własną definicję miłości. Dla niektórych polega ona na obdarowywaniu siebie pocałunkami, prezentami. Dla innych polega ona na spędzaniu ze sobą czasu, nieważne w jakiej formie, byleby ta druga osoba była przy niej. Dla jeszcze innych polega ona na samej świadomości że jej doświadczamy, i tyle im wystarcza. Dla mnie miłość polega na wspólnym czytaniu i ogrzewaniu siebie nawzajem w chłodne, zimowe wieczory. Polega ona na rozumieniu się bez słów nawet wtedy, kiedy milczymy, a nasza druga połówka doskonale wie, o co nam chodzi i czego potrzebujemy. Polega również na tym, żeby ją pielęgnować i pilnować, żeby nie zwiędła - to tak, jak z opieką nad kwiatkiem. Jeżeli chcemy żeby długo żył i nadal był piękny, musimy o niego odpowiednio dbać, nawet jeżeli wydaje nam się to trudne.

-  Znalazłeś takiego kwiatka?

- Tak  - uśmiechnął się szerzej.  - Siedzi właśnie przede mną i sprawia, że mam ochotę odrzucić raz na zawszę kawę, żeby tylko był przy mnie.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Baekyeol - Summer Love part 2/2



 
   Ciche mruknięcie wydobyło się z jego ust, kiedy przekręcił się na drugą stronę w swoim łóżku, zakopując się zdecydowanie mocniej w kołdrze, pomimo cholernie wysokiej temperatury panującej w ich pokoju. Nie przeszkadzało mu nawet to, że kropelki potu skleiły mu włosy na czole. Czuł się błogo.

  Ale nie wiedział dlaczego. Jedyne co teraz do niego docierało to to, że jest wcześnie, ponieważ słońce wisiało jeszcze nisko na niebie kiedy otworzył oczy, patrząc prosto przez szybę balkonu na plażę. Bolało go praktycznie wszystko, jednak nawet to nie potrafiło odebrać mu już cudownego humoru, rozpoczętego według jego budzika o 7:10 rano, na Teneryfie.

  Dopiero później zorientował się że nie leży w swoim łóżku, a w łóżku nikogo innego jak Chanyeola. Czując jak zaczyna powoli tracić oddech, nieudolnie próbując przywołać wspomnienia z wczorajszego wieczoru czy nawet nocy, podniósł się do pozycji siedzącej. Zgarnął mokre włosy z czoła, spojrzeniem przeczesując pokój. Nie wiedział gdzie jest Chanyeol, co tylko bardziej go zdenerwowało. Nie powinien pić, mógł zrobić coś zupełnie głupiego, jak pieprzenie jakiś głupot swojemu przyjacielowi, czy nawet komukolwiek innemu. Nie, to do niego nie docierało.

  Spróbował pohamować zawroty głowy, towarzyszące w podnoszeniu koszulki którą wczoraj zostawił na ziemi, przed wyjściem na basen. Chciał się dowiedzieć wszystkiego od Chanyeola, prawdopodobnie tylko on z ich dwójki był trzeźwy, i powinien go uspokoić przed tym, o czym tak zawzięcie nie chciał myśleć. Ale nie było go w pokoju, więc może być dosłownie wszędzie, nie ułatwiając tym samym Baekhyunowi dowiedzenia się wszystkiego, co zrobił dzisiejszej nocy. 

  Suszył włosy w jasnej, przestrzennej łazience, stojąc przed dużym lustrem w samym ręczniku owiniętym wokół bioder. Musiał wziąć chłodny prysznic który zmyłby wszystko, nawet to, czego nie wiedział o dzisiejszych wydarzeniach. Poczuł w pewnym stopniu ulgę kiedy zimna woda spływała po jego ciele, tworząc naprawdę przyjemne dreszcze. Włosy pachniały bardzo intensywnie brzoskwinią za sprawą hotelowego szamponu, którego klienci chętnie wyprowadzali do swoich domów. Nadal nie mógł pozbierać myśli, czuł się jak małe, zagubione dziecko w Disneylandzie, które zgubiło swoich rodziców i nie może się odnaleźć wokół obcych twarzy ludzi, którzy je mijali, mierząc zaciekawionym wzrokiem.


~||~

  Schodził na dół, długimi, krętymi schodami. Nie wiedział gdzie może znaleźć swojego przyjaciela, nie miał bladego pojęcia gdzie mógł się zaszyć. Zawsze uciekał od problemów, nigdy nie stawiał im czoła gdyby się go do tego siłą nie zmusiło, tylko że to zazwyczaj Baekhyun był tym, który go w tym wspierał. Nigdy nie był przyczyną jego strachu.
Do dziś.

  Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to Chanyeol przed nim ucieka. Musiało się wydarzyć coś konkretnego, coś, co naprawdę bardzo go dotknęło albo przestraszyło. I właśnie ta niewiedza cholernie irytowała Baekhyuna, sprawiając, że i jego powoli ogarniał strach. A nie chciał tego czuć i odpychał go zawzięcie całym sobą, tłumacząc, że nic złego wydarzyć się nie mogło.

  Zauważył siedzącą przy stole w holu Sojin, zawzięcie szkicowała coś na kartce, nie zwracając na nikogo uwagi. Domyślał się, że być może ona będzie jedyną osobą, która będzie wiedziała gdzie wcięło tego plastusia.

–  Sojin  –  mruknął niezadowolony, stając obok niej. 

  Podniosła na niego wzrok błękitnych oczu, równających się z oceanem który ich otaczał. Naprawdę była ładna, pomyślał.

–  Słucham?  –  podniosła jedną brew do góry, patrząc na niego uważnym wzrokiem. Nie lubili się zbytnio, więc mógł się domyślać że to było dla niej zaskoczeniem, iż tak po prostu do niej podszedł i zagadał. Chociaż nie, nie miał zamiaru rozmawiać o tym, która sukienka bardziej pasuje do otoczki piasku i wody. Chciał się dowiedzieć gdzie jest Chanyeol i później ładnie się ulotnić przez główne wyjście.

–   Widziałaś może Chanyeola?

  Zmarszczył brwi na jej uśmiech, kiedy tylko padło imię tego idioty. Miał ochotę coś jej powiedzieć, ale zacisnął mocniej usta kiedy tylko o tym pomyślał. Nie chciał niepotrzebnych problemów, wystarczająco miał teraz na głowie.

–  Widziałam.

~||~  

  Słońce wcale mu nie umilało zdecydowanie zbyt długiego marszu ścieżką, w stronę jednej z restauracji położonych na północnej stronie wyspy. Gdyby tylko była możliwość spisania wszystkich epitetów, jakie wymyślił w swojej głowie na temat osoby Chanyeola, kiedy szedł już 40 minut tą cholerną drogą, to zajęłoby to mniej-więcej ilość stron spisanych w Biblii.

  Dowiedział się od Sojin, że ten idiota, "jako ucieczkę od własnych myśli" postanowił robić dziś za darmo w tej pieprzonej restauracji. Czasami nie mógł się nadziwić nad jego głupotą, zupełnie tak jakby patrzył na jakiś tani program rozrywkowy w telewizji. Nigdy by nie pomyślał że Chanyeol będzie przed nim uciekać, a on nie będzie wiedział dlaczego, żyjąc w tej małej niewiedzy. Czuł się jakby ktoś wokół niego postawił szklaną otoczkę, a Yeol jedyną opcją na jego ratunek. Momentami tracił całą wiarę w tego człowieka.

  Ale była też i druga strona medalu. Był on zdecydowanie kimś wyjątkowym dla niego, ale nie potrafił zdefiniować kim. Do tej pory myślał, że to tylko najlepszy przyjaciel, ktoś, kto będzie Ci oddawał swoją zużytą gumę prosto z buzi, kiedy ty zapalisz nielegalnie papierosa podczas przerwy w szkole, żeby nauczyciele Cię nie przyłapali. Jednak ostatnio było między nimi inaczej, zdecydowanie za dużo nieprzemyślanych symboli oraz zachowań, czegoś, co ciężko było Baekhyunowi zidentyfikować, pomimo tego że bardzo chciał. To było trochę jak patrzenie na coś z zawiązanymi oczami, wiesz, że coś przed Tobą jest, ale nie wiesz co przez materiał ograniczający Ci wzrok. Męczyło go to, a miał wrażenie że tylko Chanyeol potrafi rozwiązać tę zagadkę, której praktycznie sam był powodem. Głupi plastuś.

  Odetchnął z ulgą widząc białe parasole, które były delikatnie targane przez wiejącą bryzę. Czuł jak się cały lepi od potu, zbierając grzywkę przylepioną do czoła. Zdecydowanie zła pogoda na urządzanie sobie takich kilometrowych wycieczek, ale on się poświęcał dla tego idioty, który się go bał. Nic na to nie mógł poradzić.

  Pchnął szklane drzwi, z ulgą wypuszczając powietrze z płuc. Było tutaj przyjemnie chłodno, cała sala była utrzymana w drewnianych oraz białych elementach. Na ścianach wisiały duże obrazy, przy stolikach cicho rozmawiali ze sobą ludzie. Wszystko to tworzyło naprawdę przyjemny klimat, i gdyby tylko mógł to by usiadł i popijając zimną colę z lodem, odpoczął, ponieważ nogi odmawiały mu powoli posłuszeństwa.

  Zmierzył wzrokiem wysoką szatynkę, ubrany w biały fartuch oraz bluzkę z dużym dekoltem. Skrzywił się na ten widok, zdecydowanie nie był fanek bluzek które więcej odsłaniały niż zasłaniały. Może to nie był ten typ faceta który szaleje za takim czymś,  nigdy w zasadzie nie pociągały go kobiece kształty, wolał jak dziewczyna była... płaska. Chociaż nawet takie go nie pociągały i przez to, że był taki wybredny nigdy nie miał dziewczyny, wieczne życie samotnika z pewnością jak najbardziej mu odpowiadało.

–   Przepraszam bardzo  –  podrapał się po karku kiedy się do niego odwróciła.  – Czy wie Pani może gdzie mogę znaleźć taką kłodę na nogach o imieniu Park Chanyeol?

  Dźwięczny śmiech dziewczyny rozległ się po całej restauracji.


–  Oczywiście  –  odpowiedziała, wskazując palcem na duże, metalowe drzwi.  –  Jest na zapleczu. Swoją drogą bardzo pomocna ta kłoda na nogach  –  uśmiechnęła się, a chwilę później patrzył jak odchodzi.


~||~

  W środku było zimno, wszędzie walały się sterty kartonów, kabli, pustych opakowań. Całe pomieszczenie było oświetlone jedynie przez słabe światło, wpadające do pokoju przez małe okienko, umieszczone na samej górze ściany. Obiecał sobie, że jeżeli tylko go dopadnie, najpierw zażąda wyjaśnień, a dopiero później wrzuci do jednej z zamrażalek za jego nieopisaną głupotę. Naprawdę.

  Odetchnął głęboko kiedy zauważył jego postać wychodzącą z bocznych drzwi. W rękach niósł masę kartonów, tak, że niektóre prawie mu pospadały. Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie, oraz tak jak każdy tutaj - biały fartuch. Domyślał się że robi jako kelner, ponieważ kiedy raz został u niego na noc, i miał zrobić spaghetti, skończyło się na tym że spalił makaron, wlał za dużo wody do sosu, i zamiast wymieszać go łyżką to użył miksera, w efekcie brudząc cała kuchnię pomarańczową papką. Był naprawdę niezłą sierotą, ale to w nim Baekhyun uwielbiał. Tym samym był naprawdę uroczy.
  On nie może być dla Ciebie uroczy, Baekkie.
  Kiedy odłożył wszystkie pudła na ziemię w końcu go zauważył. Baekhyun poczuł jak po jego ciele przebiega dreszcz, nigdy nie widział takiego spojrzenia, które byłoby w stanie sparaliżować go doszczętnie. Chciał na niego nakrzyczeć, skarcić, wszystko, ale w tamtym momencie tylko stał i się na niego patrzył, czując jak odbiera mu mowę, kiedy tylko zauważył malinkę na jego szyi, którą marnie próbował ukryć za kołnierzem koszuli. Wziął głęboki wdech, obserwując jak Chanyeol zaciska mocniej usta i chowa dłonie do kieszeni spodni.

–  Jak mnie znalazłeś?  –  mruknął niezadowolony, odwracając wzrok. Poczuł się jakby ktoś go spoliczkował.

– Sojin wie wszystko  odpowiedział drżącym głosem. Zdecydowanie zrobiło się za gorąco.    Dlaczego przede mną uciekłeś?    wyrzucił z siebie, mocniej zaciskając dłonie w pięści. Tracił powoli nad sobą panowanie.

  Cisza.

–  Odpowiedz mi  –  zażądał, podchodząc bliżej.  – Powiedz mi, co takiego się wydarzyło w nocy że postanowiłeś mnie unikać cały dzień. 

  Znowu cisza. Czuł jak powoli pękają granice jego cierpliwości.

–  Kurwa jego jebana mać, Park Chan...

  Przerwał mu, łapiąc go mocno za nadgarstek i przyciskając do ściany. Jęknął głośno, kiedy uderzył głową o twardą powierzchnię. Nie tego się spodziewał zdecydowanie. Był tak blisko że był w stanie policzyć wszystkie plamki na jego źrenicach oraz czuć zapach mięty z jego ust. Co on do jasnej cholery wyprawiał?

–  Naprawdę chcesz, żeby opowiedział Ci wszystko ze szczegółami?    warknął, patrząc na niego zbyt przeszywającym spojrzeniem. Po raz pierwszy czuł, że to on dominuje, ten plastuś który zawsze bał się odezwać. Dziwiła go nawet jego siła, kiedy przyciskał go do chłodnej ściany, prawie stykając swój nos z jego.

  Kiwnął tylko głową, głośno przełykając ślinę. 

–  Zapewne pamiętasz jak wczoraj na basenie się spiłeś tylko dwoma drinkami    mówiąc to, uniósł lekko kąciki ust, przekrzywiając głowę na bok.     Znalazłem Cię wtedy w parku niedaleko basenu z Yuri, i chyba niechcący spławiłem Ci laskę, ale niezbyt się tym przejąłeś.

  O czym on do jasnej cholery mówi? 

 –  Ale wtedy zrobiłeś się naprawdę bardzo uroczy, Baekkie  –  nabrał głośniej powietrza kiedy zbliżył swoje usta do jego ucha. Nigdy nie czuł się jeszcze bardziej sparaliżowany, nigdy czegoś takiego nie czuł.    Powiedziałeś, że mamy iść do hotelu, a ja pomimo tego, iż wiedziałem że jesteś pijany - zgodziłem się. Chociaż wtedy mogłem Cię mieć.

  Baekhyun zacisnął mocniej dłonie w pięści, próbując złapać się rzeczywistości, kiedy Chanyeol złożył mokry pocałunek na jego szyi. Był po prostu zbyt zdezorientowany by zrozumieć cokolwiek, wiedział tylko że robi coś bardzo złego.

  Ale podobało mu się to. Podobało mu się to jak Chanyeol na niego patrzy. Jak się uśmiecha. Jak oblizuje usta na jego widok. Jak pokazuje, że to w końcu on może rządzić. Sposób w jaki wymawia jego imię. To nigdy nie miało znaczenia i prawdopodobnie Baekhyun by nawet tego nie odnotował jako coś niezwykłego. Ale wtedy przypomniało mu się to, jak Yeol wtulał się w niego kiedy zasypiał z nim w jednym łóżku pod pretekstem obejrzenia jakiegoś filmu. Jak łapał go za rękę, próbując udawać że to na żarty. Wszystko zauważał przez pryzmat ich wieloletniej przyjaźni.

  I nigdy by nie zauważył tego że Chanyeol jest w nim najzwyczajniej w świecie zakochany.
–  Mówiłeś naprawdę dużo, Byun    szepnął. Był w stanie wyczuć jego ironiczny uśmiech.  –  Na przykład to, że lubisz sposób, w jaki Cię dotykam.  –  przejechał dłonią po jego plecach, a Baekhyun miał ochotę go kopnąć za to, do jakiego stanu go doprowadza. Miał ochotę się rozpłakać, uciec. –  Albo to, że gdy zasypiasz, to wyobrażasz sobie to, że jestem obok Ciebie.

  Chciał krzyknąć kiedy jego duża dłoń zawędrowała na jego tyłek.

–  To  –  odsunął się, wskazując palcem na czerwony znak na jego szyi.  –  To też Twoje dzieło. Ładne, co?

–  Bardzo  –  szepnął, nie spuszczając wzroku z malinki. To się nie wydarzyło naprawdę.


–  Pewnie się zastanawiasz czy mnie pocałowałeś  –  zaśmiał się cicho, spuszczając głowę. Czuł jak napływają mu łzy do oczu.   Nie, ponieważ Ci na to nie pozwoliłem. Wiedziałem, że robisz to tylko pod wpływem alkoholu, a gdybym Ci wtedy pozwolił, zniszczyłbym sam siebie. Widzisz, zauważyłeś że zawsze chcę tego, czego mieć nie mogę. W wieku 12 lat pragnąłem mieć statek i zwiedzić świat, ale problem był w tym, że panicznie bałem się wody. Zawsze chciałem lecieć samolotem, ale miałem lęk wysokości, i dopiero wtedy kiedy ta szczenięca radość minęła miałem okazję lecieć tutaj. Chciałem mieć koalę, willę z basenem, super samochód, masę pieniędzy. Ale najważniejszą rzeczą którą chciałem mieć, a nie mogłem, byłeś Ty. Chciałem żebyś kiedyś pokochał mnie tak bardzo jak ja Ciebie, bez względu na wszystko. Pragnąłem być Twoim powodem do szczęścia, chciałem żebyś mnie przytulał, całował, chciałem żebyśmy razem robili masę głupich rzeczy. Ale musiała mi wystarczyć przyjaźń, próbowałem się do Ciebie zbliżyć chociaż pod byle pretekstem. Zbyt bardzo mi zależało na Tobie i twoim szczęściu, nadal tak jest, bardziej niż na sobie. To jest jak widzieć księżyc, możesz go podziwiać ale nigdy na nim nie staniesz. Z księżycem można porównać też to, że ja nim jestem, a ty jesteś jak słońce. Ktoś kiedyś powiedział "kocham cię tak mocno jak księżyc słońce". Może to zabrzmi banalnie ale ty nim jesteś i nie potrafiłbym zniszczyć Twojego życia, chociaż domyślam się, że właśnie w tym momencie to robię. Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. Ale gdybym miał z Ciebie zrezygnować, to bym się poddał. A ja się nigdy nie poddaję. Tak bardzo Cię przepraszam...

  Nie zorientował się nawet kiedy łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Czuł się jak zbite lustro, jakby ktoś go rozbił na milion kawałków. Nie chciał tego słyszeć, nie chciał tego wiedzieć. Chciał zapomnieć.
  
  Wiedział, że w tym momencie kłamie. Po prostu się bał. Bał się czegoś, przed czym tak zawzięcie się bronił przez całe życie, jak dziecko. Ciężko mu było to wszystko zauważyć, ale widział chociaż w jakimś stopniu. Bolało go to, że nie potrafi powiedzieć tego na głos. Tego, że ma się nie czuć winny, że to wcale nie tak. Może zabrzmi to banalnie, ale dopiero kiedy Chanyeol otworzył mu oczy, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest dla niego ważny. Już dawno przekroczyli barierę przyjaźni, ale bynajmniej on próbował sobie wmówić to, że to jest normalne. Nieudolnie, bo w końcu się poddał.
  
  Park Chanyeol był nadpobudliwy. Cierpiał na ADHD, chudość oraz patyczakowatość. Miał duże, odstające uszy, niezwykle czarujący uśmiech i był posiadaczem wyjątkowo ładnych oczu. Park Chanyeol był dzieckiem, cieszył się z każdej najmniejszej rzeczy, zarażając wokół wszystkich swoim pozytywnym nastawieniem do świata. Miał niezwykle urokliwy śmiech, piszczący jak u 7 latki. Był obrażalski oraz wrażliwy, kochał mangę oraz anime, Elvisa Presley'a, lubił jeść w łóżku i słuchać głośno muzyki. Uwielbiał chodzić późno spać, wtulając się mocno w Baekhyuna kiedy tylko miał na to okazję. Uwielbiał wstawać późno, lubił spać. Chrapał przez sen oraz mówił, często prowadząc niezrozumiałe dialogi z kimś wyimaginowanym. Robił wiele głupich rzeczy i uważał się za twardziela, ale kiedy przyszło się mu zmierzyć z wężem w akwarium, uciekł z płaczem a później Baekhyun musiał go uspakajać. Ale to był jego Chanyeol, osoba która nieodwołalnie podbiła jego serce. Był edycją limitowaną, losem na loterii który Baekhyun wygrał. Dopiero teraz docierało do niego to, jak wielką rolę dla niego odgrywa. Jak bardzo mu na nim zależy.
  
  Dopiero teraz dotarło do niego to, że jest w nim najzwyczajniej w świecie zakochany. I może stąd właśnie wynikało jego nastawienie do Chanyeola.
  
  Uśmiechnął się lekko, łapiąc go za podbródek. Siłą zmusił swojego przyjaciela żeby na niego spojrzał, co go bolało, ale nie przestawał się uśmiechać. Zgarnął opadającą grzywkę na jego oczy. Czuł się przy nim taki mały, kiedy ten patrzył na niego z góry.

–  Pocałuj mnie, Park. Dłużej czekał nie będę.
  
  Zauważył jak otwiera szerzej oczy, by po chwili niepewnie się uśmiechnąć. Był taki wrażliwy, pomyślał. Delikatnie dotknął jego policzka, przybliżając swoje usta do jego ust. Nienawidził tego, jak się waha, a w tym momencie poczuł to nad wyraz wyraźnie. Objął swoimi długimi palcami jego karki i wpił się w jego usta, mocno, zachłannie.

  Nie miał bladego pojęcia do czego można porównać smak ust Yeola. Był jak mieszanina truskawek, cukru pudru, mięty oraz czegoś jeszcze, ale nie wiedział czego. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy próbował dostać się do środka językiem, a on mu na to nie pozwolił. Nie chciał dać za wygraną, nawet wtedy kiedy mocniej obejmował go w pasie i przyciskał do siebie.

  
  Dopiero w momencie kiedy jego duża dłoń ścisnęła jego tyłek, jęknął głośno tym samym umożliwiając wsunięcie języka Yeola do swoich ust. Musiał uczepić się mocniej jego ramion, jeżeli nie chciał osunąć się niekontrolowanie po ścianie. Dziwiło go to, jak bardzo silny Chanyeol jest, i jak wiele ma w sobie namiętności.
  
  Oddychał szybko i głęboko, czuł jak kręci mu się w głowie. Było to porównywalne z kacem, pomyślał, oddając ostatni pocałunek.
–  Czy teraz należysz do mnie, a ja do Ciebie, Byun?  –  szepnął mu prosto w usta.
SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER DLA BLOGA
http://hlangos.blogspot.com/